Profile
Blog
Photos
Videos
Dzien 57 12/12/2013
Wczesnie rano wycieczka po Valle Sagrado. Przewodnik Julio Cesar, męczący jak nie wiem co, ale trochę ciekawostek i historii sprzedaje.
Imperium Inka od 1200 r. do 1432 r. mialo w sumie 13 gubernatorów (władców), pierwszy to Manco Capac, ale najsłynniejszy byl ten dziewiąty - Pachacutec. To za jego panowania powstała większość budowli, które widziałyśmy wczoraj i zobaczymy dziś. To również dzięki niemu imperium rozrosło się od Ekwadoru (a nawet jeszcze część Kolumbii), przez Peru, po Chile i Argentynę. Wcześniej skupione było głównie jedynie wokół Cusco. Państwo Inkow nosiło nazwę Tawantisuyo, czyli "Cztery regiony słońca", a jego stolica było Qosq`o, czyli "pępek". Swoją droga Cusco jest tak piękne i wyjątkowe, że rzeczywiście jest pępkiem Peru (a nawet Ameryki Południowej, a przynajmniej tej części, która zwiedzilysmy).
Pisac to inkaskie miasto (keczua "jahta" *) z XV w. w którym kiedyś mieszkalo zapewne nawet 4 tys. osób. Na terenie miasta (i właściwie całej Valle Sagrado) znajdują się zdobione na zboczu gór tarasy pod uprawy ("andenes"), ze specjalnymi pionowymi kanalikami na wodę, na których uprawiano kukurydzę (w Peru rośnie 16 kukurydzy, najslynniejsza jest choclo, która ma ziarna dużo większe od tej w Europie i która sprzedają tu na każdym kroku na ulicy z kawałkiem sera - choclo con queso, mniam!). Tuż obok tarasów znajdują się dzielnice (keczua "kancha") domów dla rolników, nie tak dokładne i finezyjne jak te dla noblesy w Qorikancha.
Po wejsciu się na góre (święte miejsce Inkow) rozciąga sie niesamowity widok na cała okolice. Największe wrażenie zrobił na mnie jednak cmentarz (jeden z największych, prawdopdobnie od 8-10 tys grobów, oczywiście chowano tu jedynie ludzi z wioski). To właściwie wykute w wysokiej skale dziury, do których wykładano zmumifikowane ciała. Co roku z okazji Święta Zmarłych 1 listopada mumie wyciągano na powierzchnie, przynoszono jedzenie i picie i świętowano (tak, to trochę inna wizja śmierci niż mamy w Europie...). Katoliccy duchowni, którzy pojawili się na tych terenach razem z hiszpańskimi kolonizatorami, uznali to za pogaństwo i grzech i nakazali spalenie mumii (oczywiście najpierw zabrano złoto i ceramikę, które znajdowały się w grobach).
Potem pojechaliśmy do Ollantaytambo (kechua "tambo", miejsce odpoczynku) zwane też przez miejscowych Ollanta. Piękne miejsce, pełne magii. Na dole niewielkie miasteczko i kolorowy rynek z wszelkimi wyrobami artystycznymi. A nad tym króluje wielka góra, a na niej tarasy. Ale te nie służyły do upraw tylko najprawdopodobniej hodowano tu kiedys orchidee. Swięte ogrody przy świętym miejscu - schody miały bowiem wieść do znajdującej się na samej górze świątyni, której budowy niestety nie ukończono, przerwal ja najazd Hiszpanów. Wielkie skały do jej budowy brano z oddalonej o ok 10 km góry (i znów tysiące ludzi, pale/okrągłe kamienie pod spod i rampy. Zapomnialam dodać wcześniej - nie byli to niewolnicy, tylko opłacani pracownicy, Inkowie nie uznawali niewolnictwa). W górze naprzeciwko znajdują się wykute w skale "chlodziarki", w których najprawdopodobniej przechowywano jedzenie (kiedyś myślano, że może tam był szpital lub więzienie), a obok nich widać jakby wykuta w skalę twarz boga Wiracocha, a trochę wyżej nad nim inkaskiego wojownika. Dzieło człowieka? Wątpię. Ale skąd się to tam wzięło...?
Według legendy Ollantay był wybitnym i cenionym przez Pachacutca żołnierzem odznaczonym wieloma medalami. Zakochał się z wzajemnością w córce Pachacutca, Cusi Coyllur. Ona była jednak córka wodza pochodząca z wyższych sfer, a on zwykłym żołnierzem (czyli klasyczny mezalians). Mimo zakazów wodza młodzi spotykali się potajemnie, Pachacutec się oczywiście dowiedział i Ollantay musial uciekac z Cusco. Przybył do miejscowości Tambo, gdzie wzniosl rebelie i przez dziesięć lat bronił się przed oddziałami wodza. Przegrał i został zabrany do Cusco, gdzie miał być zgładzony. Ale wtedy Pachacutec już nie żył, imperium rządził jego syn Túpac Yupanqui, który wyraził zgodę na ślub siostry z walecznym wojownikiem. Na pamiątkę tego do oryginalnej nazwy miasta Tambo dodano imie Ollantay.
Na końcu pojechałyśmy do uroczej inkaskiej wioski Chinchero, wysoko w gorach (ok 3754 m. n.p.m.), gdzie ludzie wciąż chodzą na codzien w tradycyjnych kolorowych strojach. Mieściła się tu kiedyś inkaska świątynia, ale na niej zbudowano kościol kolonialny (Iglesia Colonial de Chinchero). Malutki, piekniutki, ale znów boli, że zniszczono historyczna budowle inkaska, by zbudować na jej fundamentach kościół. W malowanie obrazów, która znajdują się w środku, zaangażowani byli też lokalni artyści i w wielu miejscach widać wypływ kultury i religii inkaskiej. Np. obraz Jezusa na krzyzu (namalowany na podstawie takiej samej rzeźby) na którym Jezus ma ciemna skórę, jak rdzenni mieszkańcy Peru (myślano, że rzeźba ma taki kolor od palących się obok niej świec, ale po restauracji okazało się, że taki był oryginalny kolor), i ma na sobie tradycyjna inkaska spódnice. Maryję natomiast zaczęto od ok XVIII w. malować w szerokiej, trójkątnej spódnicy w ksztalcie góry. To nawiązanie do inkaskiej bogini ziemi, Pachamamy. Swoją droga Pachamama to jedyny pierwiastek zenski wsrod inkaskich bogów, co też czyni ja podobna do Maryi.
W małych wioskach jak Chinchero wciąż żywa jest tradycyjna religia inkaska. Owszem ludzie chodzą na msze do katolickiego kościoła (która swoją droga odbywa się w języku keczua!) a potem piją chinche czczac Pachamame. I wszystko istnieje w symbiozie.
W niewielkim miejscu, w którym ręcznie wyrabia się produkty z wełny alpaki, miła dziewczyna (Soledad) opowiedziała nam o całym procesie, od prania wełny, poprzez jej farbowanie (używając samych naturalnych składników, np. conchillo, małe insekty barwiace na czerwono i żyjące na liściach kaktusow - widziałam je w kanionie Colca; conchillo eksportuje się np. do Chin) aż do wyrobu materiałów i odzieży (wszystko ręcznej roboty).
Fajny dzień, widziałyśmy bardzo dużo ciekawych miejsc, choć na razie tak naprawdę bardziej znamy okolice Cusco niż samo miasto. To nic, nadrobimy to po powrocie, za dwa dni. Jutro bowiem wstajemy wcześnie i ruszamy w drogę do Machu Picchu!!
------
* a tak w ogole, to nie wiem, jak pisac te nazwy w keczua, wiec pisze, jak slysze
- comments