Profile
Blog
Photos
Videos
Dzien 62 17/12/2013
Dzień rozpoczęty od śniadania na balkonie małej kawiarenki na Plaza de Armas, z widokiem na główny plac, katedrę i kościół Compania de Jesus. Bardzo milo :)
Ostatnia wycieczka po okolicach Cusco - Moray, Salineras. Szalony przewodnik Roberto o śmiechu jak laleczka Chucky i dowcipach trochę w stylu Eliasa (którego pozdrawiam, jeśli to czyta), śmieszny. No i oczywiście gaduła, ale za to sprzedal nam wiele informacji po drodze: ze nikt nie wie dokładnie ile Cusco na mieszkańców (od 600 tys do 1 mln), bo ostatni oficjalny spis ludności jest sprzed ponad 20 lat; ze na dachach domów można zobaczyc byki i krzyz, bo Inkowie zafascynowali się sprowadzonymi przez Hiszpanów bykami do pracy w polu (wcześniej wszystko robili siła rąk i nóg), więc zamieszczali figurki, by przyniosły im szczęście i obfite zbiory (a między nimi krzyż, ciekawie mieszają się kultury :)); ze dzielnica Tika Tika (kwiat kwiat), z widokiem na góry, które czcili Inkowie, to stare miasteczko inkaskie, ale teraz wygląda współczesnie i z kultury inkaskiej zachowało jedynie nazwę; ze w fabryka Gloria to kiedyś była jedynie mleczarnia, a teraz produkuje się też tam materiały wybuchowe; ze prawdopodobnie nazwa miasteczka Poroy pochodzi ze starych kronik kolonizatorów hiszpańskich, ktorzy zatrzymali się tu w drodze do Cusco, pisząc: "Poroy [= Por hoy] es suficiente, descansaremos aqui. Cusco puede esperar hasta manana" ("Na dzis (pisane kiedyś razem i bez h, jak obecna nazwa miasteczka) wystarczy, tu odpoczniemy, Cusco może poczekać do jutra"). Hmm, nie wiem czy mu tu wierzyć...
Zajechaliśmy najpierw do Chinchero (tu dowcip Roberto: "que dice una persona de Chinchero a otra persona de Chinchero? Te quiero chincheramente", ciężko przetłumaczyć), do tego samego miejsca, gdzie wyrabia się tkaniny, gdzie byłyśmy już wcześniej, z wycieczka po Valle Sagrado. Nazwa Chinchero pochodzi od keczua "chinchay", czyli "puma która żyje w górach".
Maras to niewielka miejscowość (ok 2 tys mieszkańców), której nazwa pochodzi od preinkaskiej kultury Maras. Przed drzwiami wielu domów można zobaczyć kolorowe kartki, woreczki lub kawałki materiałów. Okazuje się, ze to znak, ze wewnątrz sprzedaje się chiche (to sfermentowany napój głównie z kukurydzy, ale też z ziemniaków, yuki, quinua i innych): kolor czerwony na zewnatrz to chicha z alkoholem w sprzedazy, niebieski to łagodna chicha, zielony... sprzedawczyni jest panna badz sprzedawca kawalerem (naprawdę trzeba to oznajmić wszystkim wokół?!), bialy - w środku jest też piekarnia, zolty - restauracja. Ale znów nie wiem, czy mu ufać :) A, chicha to nazwa hiszpańska, w keczua: "aha".
Moray to tarasy przy miasteczku Maras. Inkowie wykorzystywali naturalne ukształtowanie terenu i zbudowali w dole okrągłe tarasy do aklimatyzacji roślin, które normalnie nie rosły na tej wysokości, np. coca (z dżungli) czy yuka. 150 m w dol oznacza wzrost temperatury o ok 1,5° C ale poza tym tarasy zbudowane były z granitowych skał, które w ciągu dnia absorbowały słońce i oddawały ciepło w nocy. Potem przenoszono zlikwidowane rośliny na główne tarasy uprawne. Inkowie budowali tu tez półokrągłe i kwadratowe tarasy, w zależności od naturalnych warunków. Na środku znajduje się prostokąt z kamieni, to prawdopodobnie fundamenty domu tych, którzy zajmowali się uprawa (kiedyś myślano, ze był to może rodzaj spiżarni na jedzenie, ale Inkowie budowali spiżarnie w skałach, w górach, gdzie jest wiatr i chłodniej). Obok znajdują sie więcej okrągłych, ale zniszczonych tarasow. Nie można ich jednak zrestaurowac, bo według prawa dotyczącego dziedzictwa narodowego, jeśli zachowało się jedynie mniej niż 60% ruiny, to nie można rekonstruować i należy zostawić tak, jak jest).
Salineras to tarasy z solą, które znajdują się na 3300 m.n.p.m. Tu bowiem kiedyś znajdował sie słony ocean, zanim nastąpiło wypiętrzenie Andow pozostawiając w tych miejscach słona wodę. Uzyskuje się tu (jedynie przez ok 6 miesięcy, w czasie suchym, w porze deszczowej deszcz i woda z gór zalewa wszystko) trzy rodzaje soli: do bezpośredniego spożycia, do gotowania i do kąpieli zdrowotnych. Inkowie nie używali soli do konserwacji produktów, tylko używali metody suszenia mięsa. Sposób ten zresztą sprowadzili stąd do Europy Anglicy, ktorzy przybyli tu w 1730 roku. Anglicy zabrali tez stad do Europy swinki morskie i rozpowszechnili je jako zwierzeta domowe (skad ten pomysl? Inkowie je jedli i to na dlugo przed tym, zanim bialy czlowiem zdecydowal sie je trzymac w domu).
Potem postanowilam isc na konie, blad, nie chce mi sie pisac, ale jakos slabo bylo. Fajnie tylko, ze pojechalismy do miejsca zwanego Zona X. To skaly na wzniesieniu, naturalne, choc widac, ze sa tam tez ruiny budowli, prawdopodobnie Swiatyni Slonca (Templo del Sol). Fajne.
Wieczorem swietowania ciag dalszy. Poszlysmy do Museo de Pisco. To wlasciwie bar poswiecony pisco. Super miejsce, pisco, wino + talerz serow i muza na zywo (prawie jak koncert dla mnie :)). Fajnie chlopaki grali, rock i blues. Potem dalsze pisco w innym barze i dyska na gorze, glownie stary brytyjski i amerykanski pop (nie wierze, to nasz pierwszy raz, za dlugo nie posiedzialysmy, ale nawet zatanczylysmy jedna czy dwie piosenki! :)).
- comments