Profile
Blog
Photos
Videos
Hej hej!
Od ostatniego wpisu minęło jakieś 270 km, 3 dni.
Różnica, która jest dla mnie najbardziej zauważalna między chodzeniem po górach a jazdą jest taka, że w górach obcuje się wyłącznie z naturą i jest się zdanym w zasadzie tylko na siebie. Na rowerze kontakt z naturą jest ciągły ale jednocześnie ciągły jest kontakt z drugim człowiekiem - przejeżdżamy przez miasta i wioski i obserwujemy jego tam działalność; ciągle mijają nas samochody; i w końcu jesteśmy od drugiego człowieka bardziej uzależnieni...
Trzy dni temu zaczęła się jazda w górę i w dół, bez przerwy, ponad 100 km dziennie, dziś zdecydowanie mniej. Nie tylko wjazdy są uciążliwe ale zjazdy również, kiedy jest się zmęczonym, szczególnie pod koniec dnia. Do tego zaczynamy bardzo doceniać asfalt - utwardzona ziemia, błoto czy żwir dają w kość a nie było takich odcinków mało. Z trudnych fragmentów długo nie zapomnimy wczorajszego dnia - najpierw okazało się, że odcinek Sundsvall-Timrå jest dużo dłuższy (na marginesie - nasz błąd - niedopracowane wyjazdy z miast!!) a potem oboje widzieliśmy 8 km, nie 18... Okazało się, że z 18 jakieś 13-15 km to wjazd.... Dzień kończył się w deszczu na końcu świata w jakimś Rö... I tu zaczyna się moja historia o kontakcie z ludźmi. W Rö jest Vandrahem - czyli rodzaj schroniska STF (tutejszego PTTK). Dzwoniliśmy gdzieś przed 21, jeszcze z trasy, nikt nie odebrał, po przyjechaniu dodzwoniliśmy się ale okazało się, że nie ma miejsca, bo następnego dnia jest wesele, nie mogliśmy ani jakkolwiek przenocować ani się umyć nawet. Spaliśmy na plaży, deszcz, w nocy ulewa... Następnego dnia ujechaliśmy może dwieście metrów i Kristin mówi, żebym napompował koło. Kiedy już się zbieraliśmy jakiś starszy pan powiedział do nas ze swojego ogródka - "może napijecie się kawy?". Po bardzo krótkiej chwili wahania (200 metrów to nie za dużo jak na wczesne popołudnie) zgodziliśmy się z radością. I co się okazało? Starsi państwo - Johannes i Renate - urodzili się w Niemczech (ona jeszcze w Breslau!) ale od kilkudziesięciu lat mieszkają w Szwecji. On buduje organy a ona jest organistką!!...
Zaprosili nas na kanapki, ciastka i kawę, gadaliśmy z godzinę... Dostaliśmy płytę z muzyką na organy i akordeon (sic!) nagraną na instrumencie przez niego zbudowanym. Wszystko w Rö... Dość niesamowite przeżycie, abstrakcyjne, pan z ogródka... Uratowali nas dziś to na pewno.
A potem przejechaliśmy przez Högakustenbron, prawie 2 km most wiszący, przez który biegnie autostrada. Mamy podejrzenie, że nie powinniśmy się tam znaleźć...
A potem dojechaliśmy do Ullånger. Tu plan był taki, żeby pojechać autobusem 50 km albo popłynąć promem. Chodziło o to, żeby ominąć jazdę autostradą (do końca nie rozumiemy jak prowadzi trasa rowerowa, widzieliśmy znaki na E4 a ta jest dla rowerzystów zamknięta...) albo objazd zupełnie w innym kierunku. Prom okazał się od razu nie bardzo realny - dotarlibyśmy tu gdzie jesteśmy teraz (Örnsköldsvik) dopiero jutro ok.16 - więc czekaliśmy na autobus, który mógłby nas zabrać. Ale kierowca powiedział, że dwa rowery to za dużo i że nie ma miejsca. Trochę zdesperowani siedzieliśmy bez planu na stacji benzynowej i wtedy Kris zapytała sprzedawcę czy może wie jak dotrzeć z rowerami do Övik. A ten powiedział, że nas podrzuci 50 km, choć sam mieszkał w przeciwną stronę ale że nie ma mocowań na rowery. Kris je kupiła i tak dotarliśmy na miejsce. Pracował tylko w weekendy na stacji, bo w ogóle pracuje na roli, urodził się w Malmö, jego żona jest z okolic, sam gra na gitarze i miał zespół rockowy i studiował muzykę i teologię w Sydney... Świat jest mały...
Tras rowerowych w Szwecji jest mnóstwo, jechaliśmy do tej pory szlakiem syreny - Jungfrukustvägen, Kustvägen, a dziś bardzo pięknym Högakustenvägen, wzdłuż wlewającego się w ląd morza. Wszystkie pokrywają się z Cyckelspåret wzdłuż wschodniego wybrzeża. Dlatego nie możemy zrozumieć czemu są problemy z rowerami w autobusach i czemu SJ czyli szwedzkie pociągi uniemożliwiły rowerzystom podróżowanie.
Swoją drogą przez wszystkie te dni rozmawialiśmy tylko z jedną parą będącą na wakacjach rowerowych, nikt nie jeździ, bardzo to dziwne...
Jutro zbliżamy się do Umeå gdzie będzie koniec szwedzkiego etapu, pranie, liczenie strat i podsumowanie. Przy okazji - Umeå na rowerze jest dużo dalej niż mogłoby się wydawać!
- comments



Marcin Cały czas trzymamy kciuki