Profile
Blog
Photos
Videos
Wieczorne przyjemności :)
Podczas spaceru po Luang Prabang spotkałam dziewczynę poznaną w Vientiane. Zjadłyśmy wspólnie kolację na lokalnym targowisku. Fantastyczny system bufetowy, w którym płacisz określoną sumę - w tym przypadku 15tys kip, bo wybrałam opcję wegetariańską - i ładujesz do miski co chcesz.
Laoskiemu jedzeniu daleko do tajskiego, ale nie narzekam, bo i tak jest pysznie.
Wczoraj tak mi zaimponowały silne, magiczne ręce młodego Laosa, że postanowiłam do nich wrócić i poprosić o więcej. Skoro masaż stóp, sięgający bioder, odpalił fajerwerki, chciałam sprawdzić co się stanie przy 'laoskim', całego ciała...
Na miejscu jest jedna osoba mówiąca po angielsku. Zakładam że to mistrz, guru pracujących tu masażystów, bo wiele razy widziałam go siedzącego na werandzie, z wianuszkiem dziewczyn u stop, spijających z uwielbieniem nektar z jego ust. To miejsce jest oddalone od mojej kwatery o jakieś 20m, więc miałam okazje poobserwować sytuacje.
Tenże staruszek wytłumaczył mi różnice między tajskim, laoskim i 'body massage'. Zaczynajac od pierwszego, przypominającego łamanie kołem, przez lżejszą jego wersję laoską, już bez dźwigni judo, po ostatni typ, 'body massage', ktory jest delikatnym ugniataniem i głaskaniem ciała. Wybrałam bramkę numer 2.
Mój bohater powcierał mi w skórę jakiś laoski specyfik - ziołową maść rozgrzewającą - zaczynając od palców stóp, na skroniach kończąc, ze szczególnym uwzględnieniem okolic w zachodniej kulturze uznawanych za intymne. Serio! roczna dawka gry wstępnej nie pokrywa tego czasu i zaangażowania w wymasowanie pachwin, pośladków i wewnętrznej części ud, co ten godzinny masaż!
Spokojnie można zmodyfikować kawał 'czym różnią się stringi od piły łańcuchowej' i zastąpić gatki laoskim masażystą! :P
- comments