Profile
Blog
Photos
Videos
Mamy wypłynać o 11.
Aż żal tak szybko wyjeżdżać :( Mieścina jest naprawdę niezwykła! Zatem wstaję o 6:30 i cisnę na punkt widokowy, z którego podobno można podziwiać panoramę całej okolicy.
Właściciel noclegowni powiedział że wejście i zejście zajmie mi ok. 3 godzin. Czyli w sam raz - wyjdę o 7, wrócę o 10, szybki prysznic, śniadanie i gotowam do wyjazdu.
Niestety zostawiłam telefon w pokoju, i nie mogłam sprawdzić która jest godzina. Na trasie, prowadzącej przez gęsty las, nie ma żywej duszy. No to trzeba zapierdalać, żeby nie wypłynęli beze mnie! - Pomyślałam, i tak też uczyniłam.
Dotychczas żadna sauna, żaden trening, czy chodzenie po górach, nie wycisnęły ze mnie tylu wiader potu. Kondycja słaba, cholernie gorąco, wysoka wilgotność powietrza (wchodziłam na trasę, która była spowita gęstą mgłą), a do tego dopiero dzisiaj rano odezwały się zakwasy po masażu sprzed dwóch dni. Wyszłam z chatki na kowboja... ała ała!
Gdy dotarłam na szczyt, okazało się że widok zdecydowanie był wart siódmych potów, zadyszki, kilku ataków kaszlu i bólu zakwaszonych mięśni. Baśniowo!!! Laoskie góry, gęsto porośnięte lasami, cześciowo okryte mgłą, oświetlone porannym słońcem, tworzą niesamowity, magiczny klimat.
Podelektowałam się widokami, i szybkim tempem zeszłam ze szlaku, żeby ogarnąć się przed wyjazdem.
Okazało się że cały trekking zajął mi 1h45min. Dochodzę do chatek, a chłopcy oznajmiają że plan się zmienił, i wyjazd jest jednak o 9:30... Grrrrrr :( No dobra, niech będzie. To lecę pod prysznic, spakować się, coś zjeść, bo zaraz spadamy. Wszystko w biegu!
W drodze na śniadanie spotykam właściciela chatek, ktory zorganizował nam transport do Muang Khua. Radośnie poinformował że wyjazd jest jednak o 10 :) W końcu wyszliśmy stamtąd o 11:20. Słynna laoska punktualność i zorganizowanie :P
- comments