Profile
Blog
Photos
Videos
Myśleliśmy, że już coś wiemy, że już coś widzieliśmy. I wtedy wylądowaliśmy w Berlevåg... 6 stopni, wieje i jak się okazało to są rejony zaliczane do Arktyki. Na Nordkapp można dojechać różnymi drogami, dopiero przez ostatnie 130 km jest jedna. Tu gdzie jesteśmy raczej nikt rowerem nie jeździ, choć akurat jest tu człowiek na dwóch kółkach, którego widzieliśmy już w Finlandii. Ale wygląda dokładnie tak, jakby chciał potwierdzić regułę, że tu się na rowerach nie jeździ... Piszę o pierwszych wrażeniach, jemy śniadanie jeszcze, więc jak jest naprawdę dopiero się przekonamy.
Dowiedzieliśmy się, że dziś jest w Berlevåg dzień dziecka, można przejechać się policyjnym wozem albo polecieć helikopterem.. Syreny wyją co chwilę! :)
Poza tym jest to bardzo muzykalna wioska - jest chór męski, był żeński jest mieszany, wczoraj był koncert. Powstał nawet, zdaje się znany w Norwegii, film
o tym chórze z Berlevåg, musimy to zobaczyć. Panie przy śniadaniu na pytanie ile osób tu mieszka kłóciły się czy 1000 czy 1200 ale to w sumie i tak więcej niż na pierwszy rzut oka wygląda. Wewnątrz pensjonatu jest m.in. zdjęcie Berlevåg w zimie...
Jest już dwa dni później, utknęliśmy w Tana bru na 48 g, mieszkamy w chatce, jest przytulnie. A na zewnątrz...
Droga z Berlevåg nazywa się Ishavsveien czyli droga Oceanu Lodowatego, po polsku oficjalnie Arktycznego. Poszarpane brzegi, wiatr, fale rozbijające się o skały, 6-7 stopni... Trudno to właściwie opisać słowami. W tym wszystkim pusta asfaltowa droga tylko podkreślała, że jesteśmy daleko zamiast przypominać o obecności ludzi. Gdzieś po drodze była wioska ze sklepem i kawiarnią, gdzie można było kupić wszystko, a właściciel był wyjęty z miasteczka w środkowym Texasie...Mijaliśmy pojedyncze domki, jak pamiętam filmy o Arktyce to wszystko wyglądało dokładnie tak samo.
A potem trochę wjechaliśmy wyżej, w chmury, temperatura spadła do 3.5 stopnia, wiało tak, że traciliśmy kontrolę nad rowerami, miejscami jechaliśmy przechyleni w stronę wiatru, żeby zachować równowagę ale nie było odwrotu, nie było gdzie się schować, zresztą prognozy były i tak tylko coraz gorsze.
W sumie walka z wiatrem trwała ok.30 km, potem był zjazd i dotarliśmy do wioski strasznie zmęczeni. Wtedy okazało się, że jedna z rurek z namiotu pękła, nieudana próba zaklejenia spowodowała dziurę w materiale, tam gdzie owa rurka miała być prowadzona. Więc przez 2-3 g naprawialiśmy rurkę i namiot przy pomocy nitki, kleju, taśmy, dętki i oleju do łańcucha.. Wiatr wiał strasznie a namiot stał niewzruszenie - byliśmy rano bardzo dumni!
Potem pojechaliśmy do Tana bru, 44 km, ale mieliśmy dość, poza tym na trasie miało lać i wiać, więc zostaliśmy w chatce na dwie noce, jutro mamy nadzieję ruszyć dalej. Bądź co bądź do Nordkapp zostało ok. 400 km. Tzn bardzo nie dużo!
Przyroda zmienia się właściwie co kilka kilometrów - wzdłuż fiordów tundra, wyżej zmarznięte gołe skały a potem, w kierunku lądu coraz więcej drzew, traw nawet kwiatów. Co jest wspaniałe w tej pogodzie to to, że wreszcie przestały kąsać komary i inne. W muzeum w Inari były m.in. zdjęcia i opisy bzyczących bestii, które tną często do krwi, pamiętam, że to blisko 10 gatunków. Tu można się przechadzać do woli!
Szkoda tylko, że tego niezachodzącego słońca nie możemy zobaczyć...
- comments



Kamil No to fajna jazda Powodzenia