Profile
Blog
Photos
Videos
Niestety, mimo że kolano hula bez zarzutu, jeszcze za wcześnie na wspinaczkę. W przeciwnym razie miałabym mocny argument za zostaniem dłużej w Vang Vieng.
O 23 wsiadam do autokaru, który zawiezie mnie do Luang Prabang.
Ciekawostka: sezon deszczowy zaczyna się za ok. miesiąc. Przewodnik, z którym było mi dane popływać kajakiem, pokazywał do jakiego poziomu podnosi się woda, i wytłumaczył oznaczenia na drzewach - czerwone i zielone flagi. Teraz zawieszone w ch... wysoko, w sezonie deszczowym tuż nad poziomem wody, żeby wiedzieć którędy płynąć i ktorych wodnych traktów unikać. Powiedział też że cześciej chce mieć takich turystów jak ja, bo zwykle to on wiosłuje, a ludzie się rozglądają, natomiast mi wyraźnie brakowało wysiłku i napierdalałam wiosłem jak dzika ;)
I następna ciekawostka: wzięłam pokoj z klimą. Mogłam wziąć tylko z wiatrakami, ale w tych okolicach to ryzykowne. Warto zapłacić trochę więcej. Problem polegał na tym, że pilot do sterowania maszyną jest na recepcji, a klima nagle sama się wyłączyła... Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Byc może dzięki temu się wyspałam, bo było ciepło i cicho :)
Poza tym, nie ma światła w łazience (nie znalazłam włącznika!), rano nie było wody w kranach, a teraz, podczas wieczornej burzy (pioruny i grzmoty jak ta lala!), w całym budynku nie ma prądu, czyli nie ma cieplej wody i internetu...
Update: okazało się że prądu nie było w całej mieścinie. Sklepy zamknięte, cisza i spokój - tak Vang Vieng mógłby wyglądać cały czas! :)
Cóż, no trudno! Trzeba pić piwo i czytać książkę. Zycie jest ciężkie... ;)
Do tego, po hostelu (na dole, w dużym otwartym holu), grasuje pięć puszystych szczeniaczków... Dołożę do tego kolację z pobliskiej laoskiej restauracji i chyba jakoś przetrwam do 23 :P
- comments