Profile
Blog
Photos
Videos
07.10.2016
So the next day we decided to do the most of our way to Kyoto which was around 7 hours. The driving itself wasn't that bad, as we took the motorway and had a stop for lunch. Our night station was meant to be near the biggest lake in Japan, the Kyoto area. Unfortunately, when we arrived there it was already dark and we didn't have a good feel about the station. There weren't many people there and the facilities could have been much better. We cooked a very quick meal and searched our nav for another park and sleep. The nearest and on route one was around 1h away :( Having decided to pay the tolls and take the motorway, we set off again. Stupidly, we took the wrong exit at the beginning of the motorway which added another extra time to our journey. Petrol was another worry, so we had a break and coffee at the motorway services. We arrived much after 21, quite annoyed and worn out at another road station, which wasn't that great, but was better than the previous one.
08.10.2016
Next morning we were ready for Kyoto! As we allowed two days for exploring this area, we did the Kurama Temple and Arashiyama Bamboo Forest first. Kurama is a little charming village in a valley filled with some lovely little shops and cafes. Think it was the nicest Japanese village we have seen so far. To get to the temple, we had to do a short, 30 minute hike up the mountain. The day was hot and sunny, so we got there quite sweaty and bothered! We were pleased we had chosen that temple to visit, as it definitely had a bit of a rural, secluded feel to it. Afterwards, we headed to Arashiyama, to have a stroll in the famous bamboo forest. The area was much more touristy than we expected - filled with people, "rickshaws," shops and places to eat. Finding parking was quite a challenge, especially not being able to figure out what Japanese signs mean. Once we find out the directions, we started from a quick lunch in one of the street bars. We had a chat with an Izraelitan lady who has done lots of travelling.
Our plan was to go to a monkey park, but we figured we are running out of time, so headed straight to the bamboo forest. It seemed smaller that described in the guidebook, yet still very impressive. It was like a different world, I guess, and definitely something you wouldn't encounter in Europe. We loved the little shops selling things made out of bamboo, too! As we were hot and bothered towards the evening, we finished our day in an onsen. The stop for the night was the supermarket-looking, big station where we had the most disgusting meal of our lives! - Accidentally, we bought ketchup instead of chopped tomatoe sauce, so you could imagine the taste of "bolognese" made with loads of ketchup and creamy cheese! Yuck!
09.10.2016
The following day we attacked the central Kyoto. Kyoto railway station was pretty impressive - they even had a live orchestra playing there! Without much problem, we got to Nakas***a market - which was our favourite place in Kyoto. It was a colorful, crowded market situated along a really long street. Surrounded by vivid colours, sounds and smells, we tried some seafood and samples of delicious Japanese pickles and fruit. (+ the amazing fruity&honey juice!) By accident, we ended up on Ponto-cho - a lovely narrow traditional street. We had lunch in the area (a bit further from the expensive street, though!) in a pleasant restaurant, where we stuffed our faces with a set lunch menu, including soups, sushi and some meat. Special Kyoto treat! The aim for after-lunch was to find the Gion (geisha) district. This was good fun, as we misread the map thinking we are somewhere else and somehow managed to walk around it! Chris' loud hiccups made it even more hilarious! On our way, we saw a lot of people dressed in kimonos - you can rent a traditional outfit, do your hair and pretend you are in old Japan for a day. Quite a nice idea; however, makes spotting a real maiko, which already is difficult, even more tricky. When we finally got to Shimbasi, we marvelled at the beautiful hidden bars, wooden building fronts and little bridges. It was indeed a beautiful street; however, I was hoping the whole district would have looked like that. We started making our way back and were dying for a coffee! As (unfortunately), we don't find Japanese coffee that amazing, we cheered up seeing Starbucks! Having walked to our Troy, we set off south towards Kii Peninsula to the station in the mountains. We made the same mistake again and drove at night, but there weren't many road stations near Kyoto! The roads were pretty windy, dark and virtually empty, so we were really really hoping the station we were heading to was still there! I even saw a deer right near the road! To our relief, we arrived safe and sound in a pleasant spot near the river. We would have seen a lot of beautiful views, hadn't we driven in the dark!
Nie do końca udana podróż i Kyoto.
07.10.2016
Następnego dnia postanowiliśmy przejechać większość drogi w stronę Kyoto. (Około 7 godzin jazdy). Nie było tak źle, bo wjechaliśmy na autostradę i zatrzymaliśmy się też na lunch. Nasza stacja miała być w pobliżu największego jeziora w Japonii, w okolicach Kyoto. Niestety, gdy tam dojechaliśmy, już się ściemniało i ogólnie nie byliśmy pod wrażeniem. - Pusto i toalety nie były najlepsze. Ugotowaliśmy szybki obiad i postanowiliśmy poszukać innej stacji na naszej nawigacji. Najbliższa i po drodze była oddalona godzinę drogi od nas :( Postanowiliśmy raz jeszcze zapłacić i pojechać autostradą. Pech chciał, że praktycznie na samym początku źle skręciliśmy, przez co nasza podróż wydłużyła się o kolejne pół godziny. Nie mieliśmy za dużo paliwa, więc dodatkowo musieliśmy się zatrzymać po paliwo dla Troya, a przy okazji i dla Chrisa - kawa! Na kolejną stację dojechaliśmy grubo po 21, zmęczeni i nieco wkurzeni. Miejsce nie było najlepsze, ale na pewno lepsze od poprzedniego.
08.10.2016
Kolejnego dnia byliśmy gotowi na zwiedzanie Kyoto! Zdecydowaliśmy przeznaczyć na to dwa dni, więc zaczęliśmy od świątyni w Kurama i lasu bambusowego w Arashiyama. Kurama była uroczą wioską, leżącą w dolinie, pełną małych sklepików i herbaciarnii. - Chyba najładniejsza japońska wioska, jaką do tej pory odwiedziliśmy. Żeby zobaczyć świątynię, musieliśmy najpierw trochę się "wspiąć" przez pół godzinki. Dzień był dosyć upalny, więc trochę się kleiliśmy po dotarciu na górę. Kurama była dobrym wyborem, głównie ze względu na swoje malownicze położenie. Kolejnym punktem na naszej liście był spacer w lesie Arashiyama. Okolica była dużo bardziej zapełniona turystami niż się spodziewaliśmy. Tłumy ludzi, riksze, sklepy i knajpki. Znalezienie parkingu było nie lada wyzwaniem, tym bardziej dla nas nieumiejących czytać japońskich znaków. Gdy w końcu zaparkowaliśmy i rozeznaliśmy się gdzie jesteśmy, zaczęliśmy od lunchu w jednym z ulicznych barów (jesz na stojącą, chyba, że uda się upolować miejsce). My przysiadliśmy się do Amerykanki mieszkającej w Izraelu. Chwilę pogadaliśmy i ruszyliśmy w stronę lasu. Naszym planem było odwiedzenie parku, w którym można karmić makaki (japońskie małpki), ale nie mieliśmy za wiele czasu, więc udaliśmy się od razu w stronę bambusów :D Las wydawał się dużo mniejszy niż jak był opisany w przewodniku, ale i tak robił wrażenie. Trochę jakby wchodziło się do innego świata. Na pewno nie znaleźlibyśmy drugiego takiego lasu w Europie. Przy wejściu do lasu widzieliśmy też killa uroczych sklepików sprzedających wyroby z drzewa bambusowego. Po całym dniu chodzenia byliśmy ciut zmęczeni, więc na koniec - kąpiel w onsen po drodze do stacji, która wyglądała trochę jak ogromny supermarket. Ugotowaliśmy też najgorszy obiad życia - możecie sobie wyobrazić spaghetti bolognese z ketchupem i mnóstwem topionego sera! (Oczywiście przez przypadek kupiliśmy ketchup zamiast sosu z pomidorami!) Fuuj!
09.10.2016
Kolejnego dnia zaatakowaliśmy centralne Kyoto. Sam budynek stacji kolejowej robił wrażenie - nawet grała tam orkiestra! Bez większego problemu dotarliśmy di Nakas***a Market - naszego ulubionego miejsca w Kyoto. Nakas***a Market był kolorowym i zatłoczonym targiem ciągnącym się wzdłuż bardzo długiej ulicy. Otoczeni zapachami, kolorami i przeróżnymi dźwiękami, spróbowaliśmy lokalnych przysmaków. Mnóstwo było owoców morza lub darmowych próbek ich pycha przetworów! (Najlepszy na świecie sok z miodu i owoców!) Zupełnym przypadkiem wylądowaliśmy na Ponto Cho - wąskiej tradycyjnej uliczce pełnej drewnianych i drogich barów. Zjedliśmy lunch w okolicznej restauracji (jednak z dala od drogiej ulicy!), napychając się zupami, sushi i męskiem za całkiem przyzwoitą cenę! (Obiecaliśmy sobie jeden "lepszy" obiad w Kyoto). Celem po lunchu było znalezienie dzielnicy gejszy Gion, co okazało się niezłym ubawem. Jakimś sposobem obeszliśmy Gion dookoła, myśląc, że jesteśmy zupełnie gdzie indziej! Gdy w końcu znaleźliśmy ulicę Shimbasi, zachwyciły nas malutkie mosty, ukryte restauracje i malutkie galerie. Miałam jednak nadzieję, że cały Gion będzie wyglądał jak ta ulica. Mijało nas też mnóstwo ludzi ubranych w kimona, które można wypożyczyć, zrobić wymyślne fruzury i udawać, że na jeden dzień jest się w dawnej Japonii. Niezły pomysł, chociaż dużo trudniej wypatrzyć prawdziwą geishę (maiko), co i tak graniczy z cudem. W drodze powrotnej do naszego Troya, śniliśmy o kawie. - A że Japończycy zdecydowanie lepiej robią herbatę, ucieszyliśmy się na widok Starbucks. Po dniu zwiedzania Troy zabrał nas na Półwysep Kii. Znowu musieliśmy jechać po ciemku, bo stacje były dosyć daleko. Mimo, że wiedzieliśmy, że drogi są dobre, itd., trochę mieliśmy serca w gardłaxh jadąc po górskich, pustych zakrętach. Modliliśmy, żeby stacja nadal była tam, gdzie miała być. Widzieliśmy nawet jelenia, od którego oczu odbiły się światła Troya! Ku naszej uldze, dojechaliśmy cało do całkiem ok miejsca nad rzeką. Przegapiliśmy trochę pięknych widoków jadąc wieczorem!
- comments
Michał Troy stał się Twoim drugim bratem, niech się wami opiekuje kiedy ja nie mogę. Te Twoje opisy robią wrażenie ;) po raz kolejny zazdro. Spróbujcie go karmić nudlami - tańsze od benzyny. Trzymajcie się ciepło ;)