Profile
Blog
Photos
Videos
Dzien 88 12/01/2014
Nie, nie można gadać do 3 nad ranem przy winie, jak trzeba wstać o 6 na autobus (jeszcze przez granice)! Prawie zaspalysmy! No ale jakoś poszło.
Niesamowite widoki, jedziemy w końcu przez środek Andów. Po ok 3 godz. granica, pieczątki nawet szybko tym razem i kontrola bagaży. No i tu się zaczęło. Chile ma obsesję na punkcie wprowadzenia do kraju plagi i nie można wwozić masy rzeczy, głównie owoców (za które grożą mandaty chyba niewiele mniejsze niż za kokę! ;)), żadnych przetworów, serów, miodu (choć dżem tak), nasion, przetworów mięsnych etc. Lista jest długa i najlepiej nie wwozić żadnego jedzenia. Ja miałam w podręcznym plecaku owoce, ale zjadłam je jeszcze w Argentynie, bo wiedziałam, że jest zakaz. Ale zapach chyba pozostal... Gdy nasze duże bagaże szły przez skaner, myśmy stali przy długim stole z podręcznymi bagażami, a po stole biegał pies, który co chwila stawał koło mnie i trącał nosem mój plecak. Musiałam otwierać, koleś nic nie znajdował (nic tam nie było!), a pies po chwili znów stawał przy mnie. Az w końcu koleś mnie spytał: "Wieziesz marihuanę?", ja: "Nie", "Nie?", "Nie". Myślałam, że mnie wezmą na osobistą, ale nie. A potem jak bagaże przeszły przez skaner, to masa osób musiała je otwierać, bo wieźli jedzenie, a ja nie, bo nic nie znaleźli. Hmm.
Spedzilismy tam mase czasu, a zaraz za granicą... zepsuł się autokar i musieliśmy czekać na nowy. Masakra! W końcu dojechalysmy do Santiago z trzygodzinnym opóźnieniem, dotarlyśmy do centrum na jakieś jedzenie (ciężko znaleźć coś otwartego w niedzielę o 17).
Dziś pierwszy raz couchsurfing (czyli spimy na kanapie za darmo u mieszkancow, istnieje specjalna strona zrzeszajaca couchsurfingowcow, idea jest taka, ze u ciebie spi ktos za darmo, a potem ty spisz u kogos innego w innym kraju). Dotarlysmy ok 21, do Adolfo i Pablo, ktorzy mieszkają niedaleko centrum. Od razu widać, że goście wyluzowani i, że bedzie, jak w domu :)
- comments