Profile
Blog
Photos
Videos
Dzien 75 30/12/2013
Pobudka o 6:30, na szczescie wszyscy wyglądamy równie źle...
Po niedobrym śniadaniu w drogę. Szybki postoj na zdjecia vicuñas i lam, która pasa się przy drodze i dojeżdżamy do punktu widokowego na aktywny wulkan Ollague (5640 m.n.p.m.) i znajdujących się wokol niego powulkanicznych skal o dziwnych kształtach. Fajne!
Dziś widoki i krajobraz zupełnie inny od wczorajszego: pustynia (piaskowa, nie biała) i jeziora.
Na jeziorze Cañapa wiele flamingow (sa tu jakby mniej różowe, niektóre całkowicie białe),a w oddali wulkan i góry odbijające się w wodzie... Pięknie, jak z pocztówki ;)
Na jeziorze Hedionda też jest ich sporo, choć tu to mnie trochę dziwi: jezioro jest bowiem pełne kwasów z wulkanu (acido borico i sulfrano) i nie za ładnie pachnie. Im to jakiś nie przeszkadza. Nam trochę tak, wiec przemieszczamy się kawałek, koło jeziora Chiarcota, by tam zjeść obiad (kurczak, makaron, warzywa, dobre tylko zimne i znów z samochodu, siedząc na skale i kontemplując piękne widoki).
Potem pojechalismy oglądać cale skupiska skal uformowanych lata temu pod wpływem wiatru i deszczu. Niesamowite, tak nagle, pośrodku kilometrów piasku, ciężko uwierzyć, ze nie zostały stworzone przez człowieka. Jedna z nich przypomina drzewo ("el árbol de la piedra", "skalne drzewo"). Jesteśmy na pustyni Siloli, wietrznie tu i zimno. Podobno zimą (czerwiec-sierpien) spada tu temperatura do -30° C, czasem jest śnieg, ale głównie zimny wiatr (teraz byl zimny, to nie wiem jaki jest zimą!).
Ostatni przystanek to Laguna Colorada. Niesamowite jezioro, niebiesko-biało-czerwone, jakby je ktoś pomalował. Podobno rano nie widać kolorów, dopiero od ok 10, jak świeci już silne słońce. Cool! No i oczywiście to ulubione miejsce flamingów. Na zimę odlatują na północ Argentyny, ale wiosną wracają na to jezioro, nawet ok. 34 tys ptaków sie przemieszcza!
Za wstęp do tego parku narodowego El Parque Nacional Abaroa (w okolicach jeziora) trzeba było dodatkowo zapłacić, za to wbili nam w paszport pamiątkowa pieczątkę z flamingiem ("Puesto Control Flamenco") :)
Fajny dziś dzień, choć zupełnie inny od wczorajszego. Wczoraj biała nicość, dziś pustynia i kilometry piasku i jeziora. Jesteśmy już bardzo blisko granicy z Chile. I dużo mniej turystów niż wczoraj (sporo zwiedza tylko salar w jeden dzień, dlatego wczoraj było ich pełno). Podoba mi się to miejsce, gdzie jest dzika przyroda, nicość, niewiele osób i niewiele ingerencji człowieka).
W dzisiejszym hotelu (właściwie baraku) jedynie kiluosobowe pokoje. Śpimy z Kate i Stevem (z Anglii). Dziś nie szalejemy (jedynie male wino Kohlberg z Boliwii), bo zmęczenie materiału i jutro wstajemy po 4!! Uff, czasem niełatwo być turystą!!
- comments