Profile
Blog
Photos
Videos
Dzień 121 14/02/2014
Rano popłynęliśmy na krótką wycieczkę katamaranem po kanale Beagle. Znów zaniżamy średnią wieku...
Ushuaia (w języku Yámana oznaczająca "zatokę u krańca") znajduje się przy kanale Beagle, będącym granicą między Chile a Argentyną i odkrytym w 1830 r. przez Roberta Fitz Roy. Łódka, która tu przybył, nazywała się Beagle (na cześć ulubionych psów królowej Anglii).
Kanał otoczony jest przez góry, te po stronie Chile, góry Darwin, mają ok 3000 m.n.p.m., te argentyńskie są tu dużo niższe, bo najwyższa góra Olivia ma ok. 1300 m.n.p.m.
Przepływaliśmy obok niewielkich wysepek zamieszkanych przez kormorany (z daleka wyglądają jak pingwiny!). W kanale mieszkają cztery rodzaje kormoranów.
Najpierw popłynęliśmy na jedną z wysp z archipelagu Bridge. Tam zeszliśmy na chwilę na ląd, by porobić zdjęcia, głównie gór i znajdującej się niedaleko i widocznej z wyspy Ushuaia. Wysepka jest naprawdę niewielka i niewiele tam jest, a silne wiatry i niskie temperatury powodują, że jest tam dość skąpa i niska roślinność. Ale stamtąd rozciągają się naprawdę piękne widoki na Ushuaia i otaczające kanał góry.
Następnie przypłynęliśmy w stronę wysp lwów morskich (lobos marinos). Samica rodzi co rok jedno lwiątko (11 miesięcy chodzi w ciąży, rodzi, przez miesiąc odpoczywa i... znów zachodzi w ciążę), którym zajmuje się przez pierwszy rok i które porzuca, jak tylko rodzi następne. Wysepki niewielkie, to właściwie skały wystające z wody, ale na nich cała masa lwów morskich (jak one się tam mieszczą?!).
Na końcu przypłynęliśmy obok niewielkiej wysepki, gdzie znajduje się latarnia morska pokazująca dużym statkom drogę do portu (statki muszą opłynąć znajdujące się tam wyspy, bo bezpośrednie wejście do portu jest dość płytkie i dostępne jedynie dla małych łódek). A 95% łódek płynących na Antarktydę wpływa właśnie z Ushuaia. Latarni morskiej zrobiłam chyba kilkadziesiąt zdjęć: piękniutka, w biało-czerwone paski, stojąca dumnie w pełnym słońcu, na wysepce na środku kanału otoczonego przez góry. Czyli znów widok jak z pocztówki.
A, i trzeba przyznać że udała nam się pogoda. Pierwszego dnia naszego pobity w Ushuaia trochę padało, ale teraz już słońce i ciepło, jak nie na końcu świata! Bardzo fajny, krótki rejsik. Lubię być na wodzie (w Patagonii! :))
Po powrocie pojechałyśmy na znajdujące się niedaleko wzgórze Cerro Martial, gdzie znajduje się niewielki lodowiec Glaciar Marcial i punkt widokowy na Ushuaia i okolicę. Najpierw podjeżdża się taksówką do podnóża wzgórza, a stamtąd do góry siedzeniami na wzgórze (nie lubię tych trzęsących się siedzeń, które za każdym razem mam wrażenie, że spadną z hukiem w przepaść...). Na górze spacerem jeszcze wyżej (ale łatwa przyjemna trasa), skąd rozciąga się z jednej strony widok na lodowiec, a z drugiej na kanał Beagle, miasto i port. Bardzo przyjemna wycieczka, którą zakończyliśmy w znajdującej się u stóp wzgórza herbaciarni (pełen profesjonalizm, dostałyśmy nawet małe klepsydry, by odmierzyć czas parzenia herbaty!).
Do zobaczenia Patagonio! Mam nadzieje, ze jeszcze cie kiedys zobacze!
Popołudniu spotkałyśmy się z Laurą i razem polecialyśmy do Buenos Aires, gdzie dotarłyśmy około północy (prawie 3 godziny, ale autobus jedzie 3 dni...). Laura miała się tam spotkać ze znajomym Argentyńczykiem (którego ostatni raz widziała 12 lat temu), ale on po nią nie wyjechał (zepsuł mu się samochód, nie mógł się z nią skontaktować etc.), więc postanowiłyśmynie zostawiać jej samej i, gdy ona do niego dzwoniła, położyliśmy się na ziemi na lotnisku i czekałyśmy. Ja nawet byłam za tym, by już tam zostać (na lotnisku jeszcze nie spałyśmy, a może już czułam, jaki hostel nam się szykuje...), tym bardziej, że było mi już naprawdę wszystko jedno. W końcu sprawa się wyjaśniła i pojechałyśmy z Sarą do naszego hostelu Palermo, gdzie dotarłyśmy ledwo żywe o 2 w nocy.
- comments