Profile
Blog
Photos
Videos
Koszmar, ciag dalszy.
Podroz z Colca Canyon do Limy. Jest jedna generalna zasada ktorej staram sie trzymac, Polegaj przedewszystkim na sobie! I do puki tak robie unikam wiekszych, badz mniejszych problemow. Jak do tej pory wszystko ukladalo sie po mojej mysli (no prawie). Po powrocie z Canyonu do Arequipy myslalem, ze zlapie autobus do Limy okolo polnocy (jeden ciul w biurze tak mi powiedzial, ahhhh, patrz wyzej), ale niestety musiaem spedzic noc na dworcu, co nie bylo ciekawym doswiadczeniem... Nie majac co robic zapedziem sie w nocy w okolice dworca, nie doradzam tego nikomu!!! Jest to naprawde niebezpieczne, szemrana okoloca i szemrane typy, ale na moje szczescie nie jestem typem watlej budowy i po kilku "sytuacjach" udalo mi sie wrocic bez przeszko na dworzec, po drodze znalazlem przepyszne smazone, pikantne flaki. No ale noc minela bez wiekszych problemow i nad ranem wbilem sie w autobus do Limy. Wykupilem sobie miejsce obok schodow, w nadzieji, ze bede mial wygodnie, duzo miejsca na nogi. Do tej pory zazwyczaj tak bylo, ale tym razem porazka, do tego przerazajacy odor z kibla, i tak przez 18 godzin. Nie pomoglo nawet, ze siagnolem buty, niesciagane od trzech dni, nic nie bylo w stanie zabic tego smrodu z kibla. Do tego ciul-autochton, ktory siedzial obok mnie zaczal wbijac mi lokiec pod zebra. Zwrucilem mu uwage w moim slabym hiszpanskim. Wydawalo sie ze zrozumial, ale po 5 minutach znowu zaczal wbijac mi lokiec. Coz, lagodna perswazja nie przyniosla efektow, czas na czyny. Wbilem wiec mu swuj lokiec pod jego zebra, az podskoczyl. Pomoglo, zrozumial chyba co znaczy polski lokiec (ave polski lokiec!). Dalsza czesc podrozy minela bez przeszkod (pomijajac smrod).
W Limie zatrzymalem sie w hostelu Espana.... (konia z rzedem temu kto potrafi odczytc moje notatki z mojego pamietnka, ja nie jestem w stanie).... Niesamwity budynek w centrom z antycznymi meblami, do tego wielki zuwie na dachu i papugi, bomba. Spotkalem tu niemcow z ktorymi spedzilem swietny czas w Copacacabane i w Peru. Pojechalismy razem do Mancora...
- comments