Profile
Blog
Photos
Videos
Dzień 100 24/01/2014
Dziś dla odmiany dość leniwy dzień. Pojechałyśmy znów do Chonchi. Plan był taki, by stamtąd pojechać najpierw na wyspę Puqueldón a potem wrócić i jechać do Queilén. Ale po pierwsze zrobiło się już późno (straciłyśmy trochę poranka na Internet i sprawy organizacyjne) i chyba byśmy nie obróciły, a po drugie trafiliśmy przez to na jakąś martwą godzinę i nie jechał żaden autobus. Stwierdziłyśmy, że wsiadamy w pierwszy, który się pojawi. Przyjechał ten do Queilén, więc pojechałyśmy.
Queilén to kolejne mikroskopijne (chyba najmniejsze do tej pory), ale urocze nadmorskie miasteczko z pięknymi widokami na plażę i port (choć sądząc po zdjęciach, to najpiękniej wygląda z góry, niczym otoczony wodą cypelek). Tym razem pogoda nam się udała, więc mogłyśmy spokojnie pochodzić po miasteczku: port, plaża, niewielkie, jednoizbowe muzeum o okolicy, kawa na tarasie etc. Dość późno wróciłyśmy do Castro i postanowiłyśmy iść na końcówkę... festiwalu jazzowego w domu kultury :) Najpierw dwa ostatnie utwory bardzo fajnej grupy (muszę poszukać...), trochę taki lekki jazz, jak lubię. A potem grupa z Puerto Varas. Bardzo dobrze grali, ale tu już taki jazz "na serio", miły, ale wiadomo, chyba nie do końca kumam tych kolesi spuszczających się nad każdym brzdęknięciem ;) Ale bardzo fajnie, no i trochę chileńskiej kultury.
Poszłyśmy na świetną kolację (łosoś a potem... cebiche z łososia, chyba widac, ze wyraźnie brak nam sushi... A swoja droga Chile jest glownym esporterem lososia na swiat, stad idzie nawet do Japoni!). Pisałam do Pedro, zeby dolaczyl, ale nie odpisywał, więc myślałyśmy, że poszedł spać. A potem okazało się, że przez przypadek wyłączył Internet w telefonie, nie dostał moich wiadomości i się martwił o nas. O nie! Powiedział, że zachowywał się trochę jakby był naszym tatą, chodził od okna do okna wypatrując, gdzie jesteśmy! :) W końcu zobaczył moje wiadomości i poszedł spać. Co za dobry człowiek!
A jeszcze jedna dość śmieszna sytuacja: przyjechały jeszcze dwie dziewczyny na couchsurfing, siostry że Stanów, jedna 18 a druga 22 lata. I Pedro trochę o tym zapomniał, aż tu nagle zadzwoniła do niego z budki dziewczyna mówiąc: tu Sarah, jesteśmy w centrum czy możemy przyjść do domu? On, myśląc, że to my, powiedział, że oczywiście! Ale jej się w międzyczasie wyłączył telefon, on oddzwonił, nie mógł się połączyć, ona zadzwoniła jeszcze raz, więc on stwierdził, że coś nie tak i powiedział: jadę po was na plac, czekajcie na mnie. Ona chyba tego nie usłyszały lub nie zrozumiały, zresztą nie miało to znaczenia, bo on przyjechał do centrum... szukając nas! Krążył długo, nie znalazł (gdyby wtedy nie wyłączył Internetu w telefonie...) i wrócił do domu, a tam przed wejściem czekały one i "sprawa Sary" się wyjaśniła :) Ale nas wciąż nie było... Biedny, tyle zamieszania sprawiają mu ci couche! Ale mówi, że lubi mieć ludzi w domu :)
- comments