

Montevideo, Uruguay
Rano w piatek wstalismy i ruszylismy zaspani na podboj Urugwaju. Po milej pogawedce z kierowca autobusu (“Po ile wasza zlotowka? Dokladnie tyle co peso? Uj to slabo, kryzys u was…U nas kiedys jeden peso to byl jeden dolar, a teraz...”) przesiedlismy się do ogromnego promu zwanego Buquebus. Po zatloczonej, acz skutecznej odprawie paszportowej, rozparci na wygodnych promowych fotelach zapadlismy w blogi sen, dzielnie ignorujac pokladowe przek...